Chcialem tu przyjechac ale nie tak wczesnie, jak sie pozniej okaze jednak przeznaczenie rzadzi sie swoimi prawami. Po dosc luznym dniu spedzonym w aucie wysiadam w Whitehorse pod jedynym w miescie hostelem - pelnym tej nocy. Ide wiec do biblioteki i wysylam kilka wiadomosci do potencjalnych hostow na CS. Nie jest to duze miasto choc na tle calego Yukonu to az 25tys sposrod 40tys ludzi ogolem!!! Wypijam miejscowe piwo - na zdrowie za udany w koncu kierunek - pod wzgledem pogody i ide rozbic sie nad piekny Jukon.
Rano wracam do biblioteki - ku uciesze ktos odpisal, dzwonie do Gila bo tak ma na imie i ustawiamy sie na 14 w centrum. W miedzy czasie laze po dwontown, ktore jest bardzo nietypowe choc nie ma juz pewnie tego uroku co kiedys, bo saloony i guest roomy wypchnely hotele, puby a nawet Subwaye McDonaldy i inne KFC. Okolica wyglada uroczo, ale nie mam ochoty lazic z plecakiem wiec czekam na Gila. Przyjezdza po mnie z zona, miedzy soba rozmawiaja po francusku, rowniez z 5 letnim synem wiec niewiele rozumiem. Dostaje przyjemna chatke wlasnej roboty za domem Gila, mozliwosc wziecia prysznica i piwko na dodatek :) Po ogarnieciu sie Gil zaprasza mnie na przejadzke Rangerem i pokazuje Whitehorse z najwyzszej gorki w okolicy. Jestem pod wrazeniem, o to mi chodzilo, postanawiam zostac tu jakies 2 dni i wybrac sie jeszcze dalej w kierunku polnocno-zachodnim do legendarnego Dawson City. Tym bardziej ze zona Gila informuje mnie ze bedzie tam jakis popularny festiwal.
Tego dnia odpoczywam ale juz nazajutrz ruszam ostro w miasto i okolice, bo w koncu mam czego chcialem - moge bez problemu pozbyc sie bagazu, w dodatku mam dach nad glowa co jest luksusem po deszczowych przygodach i namiotowaniu gdzie popadnie :)
W ciągu kolejnych dwóch dni schodzilem cala lewobrzezna czesc Whitehorse, a tak ze okoliczne wzgorza, jest naprawde ladnie, trekkingowcem nie jestem wiec szybko lapie zakwasy, a niestety wypozyczenie roweru sporo kosztuje. Po powrocie Gil kilkukrotnie zaprasza mnie na taras gdzie popijamy piwko, a takze czestuje mnie pyszna wedzona rybka wlasnorecznie zlowiona. Pokazuje zdjecia upolowanych zwierzat, tlumaczymy takze nazwy ryb z polskiego na angielski i odwrotnie co jest okazja do smiechu, szczegolnie jak Gil probuje wymowic szczupak albo leszcz:D zreszta moje imie tez jest wielokrotnie odmieniane w koncu zostaje shemkiem czy czym w tym rodzaju, no niech bedzie :)