Nastepnego dnia docieram do malej miejscowosci na polnocy BC, noc spedzam w namiocie w pobliskich krzaczorach (pobliskich od trasy)
Im dalej na polnoc tym ciekawsi kierowcy, najpierw mlody gosc z ktorym wylapujemy mandat 200$ za przekroczenie predkosci, potem facet ktory tak mial najarane w kabinie ze nie musialem sie specjalnie zaciagac...a na koncu mloda dziewczyna z dzieckiem co w ogole szok ze mnie wziela, a ktora pracowala pod Fort Nelson na polach gazowych - za mniej wiecej najnisza krajowa Polski na .. dzien :} ciezko jej bylo wytlumaczyc jak my sobieradzimy za 500-600$ na miesiac, mimo prob nie chciala mnie adoptowac ;)
tego dnia juz nic nie lapie, a ze Fort Nelson to jedynie gaz, ropa i nic specjalnego nie zamierzam tu zostawac, rozbijam namiot i rano kontynuuje lapanie, zanim sie udalo, znow widzialem dziewczyne ktora wczoraj mnie tu przywiozla ktora pozdrawia mnie z auta zyczac wszystkiego dobrego, zadzialalo bo po jakiejs godzinie lapie stopa do Whitehorse! czyli na jakies 930km w zieloniutkim golfie z para jadaca az z Edmonton, nie sa zbyty rozmowni ale nie narzekam, co jakis czas przysypiam, okazuje sie ze przez wieksza czesc trase nie ma prawie nic poza stacjami co jakies czas, dopiero juz na terytorium Yukon zdarzylo sie cos wiekszego
tundrowy krajobraz nudzi sie i nawet juz mnie nie cieszy, ale losie i bizony na trasie wynagradzaja wszystko, jest ladna pogoda, a ja juz mysle co bede robil w Whitehorse bo mam przeczucie ze w koncu bedzie gdzie sie zaczepic