Ku memu zdziwieniu staje drugie auto, ale kierowca nie jedzie do Edmonton, tylko odbija na północ na Grande Prairie i dalej w kieunku Yellowknife! W zasadzie już jest ciemno i leje, więc nawet się nie zastanawiam i mówię, ze jadę w takim razie z nim do Grande Prairie! Po jakimś czasie krajobraz sie zmienil, ale niestety nie pogoda, wg kierowcy ma padac jeszcze 2 dni... w dodatku miasteczko w ktorym wyladowalem nie nalezy do najciekawszych. Wcześniej jakąś godzinke stoimy w Grande Cache, gdzie kierowca po długiej trasie ucina sobie drzemkę. Wysiadam w środku nocy w ulewnym deszczu. Nie bardzoi jest nawet gdzie się schować, nie mówiąc o namiocie, przeklinam wczorajszą decyzję z Kamloops, raz kiedy ruszyłem na północ, a dwa, że nie pojechałem ze Stevem do Prince George. Kiedy deszcze i wiatr naprawde robi sie nie do zniesienia ide do motelu (warunki super ale boli po kieszeni). Decyduje uciekac stad jak najszybciej gdzies gdzie nie pada :) Rano idę do biblioteki na internet, rzeczywiście ma padać 2 dni bez przerwy... Wiatr jest taki, że podarł mi deszczak, a teren płaski i zachmurzony po horyzont. Miasteczko mało ciekawe, do Edmonton kawał drogi, ale zastanawiam się czy jest sens ruszać tam, z powrotem też nie bardzo bo dzięki "super" pogodzie Jasper obrzydło mi strasznie. Zostaje więc jedna trasa - w kierunku Dawson Creek, choć wg prognozy pada aż po Prince George i Fort Nelson... Wiatr i ulewa przekonują mnie, że jednak przeczekam tutaj, choć gorszego miejsca na spędzanie czasu do tej pory nie widziałem ... Znajduję najtańszy nocleg jaki się dało i w ten sposób spędzam drugą noc w G.P. Budżet trochę się w tym momencie zawalił, ale obiecuję się poprawić. Nastepnego ranka cud - jest mokro, wieje, ale nie pada - szybko więc jadę autobusem do pierwszej wioski na trasie, żeby nie tracić na czasie, dobra decyzja...