Dlugo nie moge wydostac sie z Hope, a potem znow dwa krotkie stopy i tak docieram do Chilliwack a wlasciwie przedmiesc tego miasteczka. Jak sie okazuje cholernie daleko ide zeby znalezc przyzwoite miejsce do lapania, ale tym razem jest naprawde ciezko. Poznym popoludniem ratuja mnie jacys farmerzy podwozac mnie w lepsze miejsce, jak sie okazalo troche zlazlem z kursu i bym tam jeszcze szedl i szedl, moj plecak wazy juz drugie tyle co na poczatku... Nadal nic, auta pedza tu niemilosiernie, w dodatku nie wiem czy nie jest tu zakaz stopowania, bo to glówny highway, w koncu ide na autobus i poznym wieczorem jestem w Vancouver, gdzie od razu przy dworcu znajduje w miare tani hostel.
Samo Chilliwack nic specjalnego, ot kolejna mieścina w całym systemie metro Vanvcouver, które ciągnie się przez ponad 100km...