Wczoraj sie lenilem obrzydliwie, w zasadzie pokrazylem troche po downtown i potem maly spacer wzdluz rzeki Bow... Poza tym zakupy, mam teraz namiot, karimate i nic mi nie straszne :)
Mialem dzis opuscic Calgary ale z tego wzgledu ze jest Swieto Kanady postanowilem zostac by obejrzec uroczystosci, niedlugo tam ruszam... Rano natomiast po raz pierwszy bylem w kasynie gdzie zagralem krotki turniej pokerowy za pare dolcow... Jutro juz na pewno rano sie zbieram i staje przy wylotowce w kierunku zachodnim, bylem tam juz zobaczyc i ruch jest duzy... ciezko bedzie znalezc miejsce do stopowania, noo ale zobaczymy,
Canada Day to wielki piknik tak naprawde, bez zbednych przemowien, ceremonii itp Nie ma patosu, hymn odspiewala dziewczyna grajac na gitarze, ludzie sie ciesza, bawia i ... jedza :) Przeglad mieszkancow Calgary i jezykow slyszanych na ulicy jest tego dnia niesamowity, to tak jakby wrzucic do kotla po kilka osob z kazdej strony swiata.
Widzialem tez jedna bojke, jedyna w ciagu calego dnia, kiedy interweniowala policja - tutejsi nie maja broni na ulicach, wiec cala sytuacja dosc zabawna, kiedy kilku odciaga jednego goscia od drugiego, nie do pomyslenia u nas ... W innym miejscu pijaczek lezal na chodniku, szybko zniknal, tu takie rzeczy to incydent...
Kiedy usiadlem na chwile i zaczal se masowac lydke po calym popoludniu lazenia podbiegl do mnie jakis gosc i spytal czy wszystko OK, to juz przesada :) potem nie wiadomo skad, skapnal ze jestem z Polski i zaczal chwalic nasz kraj...
Ok jutro pierwsze stopy