Na armeńskiej ziemi mamy przed sobą już ostatnie dwa monastyry - Sanakhin i Haghpat. Wybieramy ostatecznie ten pierwszy, ale za to chyba najciekawszy z dotychczasowych. Oba są wpisane na UNESCO i choć porównać nie mogę to kompleks w Sanakhin robi wrażenie.
Najpierw dojechaliśmy do Alaverdi jako ostatni podróżni w marszrutce,jechał z nami tylko bukiet kwiatów jako przesyłka do miejscowego sklepu. Kierowca nieodpłatnie podwiózł nas do samej wioski, gdzie znajdował się monastyr, bo leżała ona o wiele wyżej niż Alaverdi. W wiosce zostawiamy bagaż w sklepie, mijamy kilka gospodarstw, a także pomnik jakiegoś lotnika z armii czerwonej i wyłania się monastyr. Przy okazji podjeżdżają tu dwie wycieczki, co sprawia spore zamieszanie na straganach z pamiątkami. Wydaje mi się, że nawet ceny się pojawiły...
Niektóre elementy kompleksu są zrujnowane, ale ten główny wygląda świetnie. Mimo upływu lat stoi dzielnie, porastają go trawy i mchy dodatkowo robiąc niesamowity efekt. Nieopodal jest cmentarz i mniejsze obiekty, także te całkowicie zrujnowane. W między czasie nad nami zbierają się chmury i robi się ciemno, więc powoli opuszczamy "nasz" ostatni monastyr w Armenii.
Wracamy po bagaż, łapiemy stopa do Alaverdi i po chwili stoimy przy trasie w kierunku granicy gruzińskiej. Zabiera nas rodzina kilka km, po chwili deszcz pada już całkiem mocno, a my widzimy zbliżającą się marszrutkę... Jedzie do Tbilisi, mimo, że wcześniej zrozumiałem, że tylko do granicy. Po namyśle poddajemy się. W busie siedzi też para Szwajcarów. Granicę mijamy bezproblemowo, tylko raz strażnik mi mówi, że mam skasować zdjęcie...
...
Armenię wspominam dziś, jako jeden z najbardziej kolorowych krajów, które było mi dane odwiedzić. I nie mówię wcale o napotkanych barwach. Co prawda, przejechaliśmy ją pobieżnie, próbując urwać po kawałku z tego tortu, ale jakiś obraz pozostał. Będzie mi się kojarzyła z jednej strony ze skrajną biedą i naciągaczami, ale z drugiej z bezgraniczną gościnnością, wesołym usposobieniem mieszkańców i różnorodnością na wielu płaszczyznach.
W Armenii robią całkiem niezłe piwo, warto kupować pieczywo na ulicy, a nie w markecie, polecam też bakławę i inne słodkości z cukierni:)