Przejście przez granicę nie stanowi problemu. Zaraz za nią łapiemy tira wiadomego pochodzenia. Kierowca jedzie aż do Ankary, a następnie dalej nad Morze Śródziemne. Po namyśle wysiadamy w niewielkiej miejscowości w centralnej Turcji, wybierając inna drogę niż nam sugerował (cofnąć się pod Ankarę i łapać prosto na Stambuł). Wybór okaże się zresztą dobry.
Po drodze, która głownie wiedzie brzegiem Morza Czarnego, zatrzymujemy się na jakąś godzinę w Trabzonie, kierowca wydaje się być niezniszczalny, bo jedzie nonstop, praktycznie bez posiłku. Późnym wieczorem żegnamy go we wspomnianej miejscowości. Możemy być zadowoleni z przejechania całkiem sporej odległości tego dnia.