12 września
Rankiem okazało się, że spaliśmy niedaleko dość zaniedbanego kompleksu sportowego. Busem miejskim udaliśmy się do centrum i z pomocą miejscowych odnaleźliśmy drogę do akwarium i delfinarium. Zdecydowaliśmy się kupić na popołudniowy pokaz bilety na delfiny, a do akwarium wpuszczono nas za darmo, głównie przez pochodzenie... Akwarium najlepsze lata miało za sobą, ale darowanej rybie się w ikrę nie zagląda...Zostawiliśmy tam przy okazji bagaż, bo i tak mieliśmy wrócić tu popołudniu.
Już bez bagaży przeszliśmy się nieco kamienistą plażą Morza Czarnego. Batumi jest powszechnie odwiedzanym miastem i okolice są bardzo zadbane, biegnie ścieżka rowerowa i deptak, naprawdę przyjemnie tu pospacerować. Nieopodal znajduje się ścisłe centrum miasta, z ciekawymi architektonicznie budynkami, czy też oryginalnymi pomnikami. Nie zabrakło fontanny z Neptunem, a na jednym z placów na wysokim cokole stoi statua kobiety ze złotym runem, z pamiętnego mitu o Argonautach.
Nieco dalej znów ciekawe budynki, kościoły, kawiarnie - wszystko przystosowane pod turystykę, ale całkiem sprawnie zachowano proporcje w zmianach jakie tu zachodziły podczas rosnącej popularności miasta. Klimat musi być wspaniały, bo na ulicach rosną sobie winogrona czy palmy. Po zakupie miejscowych przysmaków z piekarni, udaliśmy się do słynnego ogrodu botanicznego. Dojazd marszrutką chwilę trwa, ale kosztuje niewiele. Sam ogród jest ogromny i spędzenie w nim całego dnia w zasadzie nie stanowi problemu, ale my musieliśmy wrócić na określoną godzinę na delfiny. Całość została podzielona strefami kontynentalnymi, no i przez ograniczenia czasowe zdążyliśmy tylko obejść pobieżnie główne alejki. Przy okazji spotkaliśmy w ogrodzie trójkę polskich motocyklistów, którzy do Batumi przypłynęli z maszynami promem z Odessy.
Wracaliśmy niemal na styk do delfinarium, ale się udało, pokaz był głównie rozrywką dla najmłodszych, ale mógł robić wrażenie. Całość trwa godzinę, jeśli nigdy nikt nie był - warto się przekonać jakie mądre te delfiny:) Odebraliśmy bagaż w akwarium, ale zostawiliśmy go w restauracji nieopodal na plaży i wróciliśmy jeszcze raz do miasta. Mieliśmy zamiar odwiedzić jeszcze bazar, w celu nabycia paru rzeczy już typowo na pamiątkę - wino, przyprawa itp. Wcześniej przeszliśmy sobie cały deptak nad morzem, przy zachodzącym słońcu, wśród wielu innych osób - to naprawdę sympatyczne miejsce. Bazar mimo zapadającego zmroku wciąż działał i kupiliśmy parę rzeczy. Ostatnią misją było zjedzenie szaszłyka - o którym mówiliśmy już od Armenii.
Udało się to w niewielkim barze, koło targu. Jednak większym szokiem niż smak szaszłyka, było spotkanie chłopaka z wolontariatu, którego poznaliśmy w Batumi. Siedział przy piwku z innym Polakiem i dwoma Estończykami - wszyscy przyjechali w tym samym celu do Batumi. Zjedliśmy szaszłyk, wypiliśmy piwko, no i niestety okazało się, że promocja rowerów jaką mieli zająć się wolontariusze może być kłopotliwa. Zostawili bowiem oni pojazdy przed barem i okazało się, że jeden zniknął... Fakt, że trochę niemądre było zostawienie sprzętu choćby bez małego zapięcia, ale ewidentnie promowanie rowerów w Gruzji jak na tą chwilę znalazło jednego, konkretnego odbiorcę... złodzieja...
Pożegnaliśmy się i już późnym wieczorem dotarliśmy uliczkami na plażę i dalej do restauracji, gdzie czekały na nas bagaże. Niedaleko chwilę jeszcze posiedzieliśmy przy grających i świecących fontannach i zgodnie z założeniem wróciliśmy na to samo miejsce z namiotem, co noc wcześniej. Był to jedyny taki przypadek podczas podróży, ale pecha nie przyniósł, ostatnia noc na gruzińskiej ziemi przebiegła spokojnie, widmo powrotu było niestety nieuniknione...
13 września
Po zwinięciu namiotu, wyszliśmy od razu na trasę, ale podjechaliśmy autobusem podmiejskim tylko kawałek. Po drodze znajdowała się jeszcze twierdza Gonio i była ona naszym ostatnim punktem w Gruzji. Znajdują się tu niewielkie stanowiska archeologiczne, jednoizbowe muzeum, a dookoła oczywiście biegną grube, dobrze zachowane mury. Twierdza ma ciekawą historię, o czym na miejscu można poczytać. Wychodzimy z niej bezpośrednio na trasę i kolejnym busem podjeżdżamy do granicy. To koniec podróży po Gruzji!