Pierwszy punkt to niewielka wioska Noratus. Spod Sewanu zabiera nas kierowca,który wcześniej zabiera policjanta (też łapał stopa:). Wysadzają nas przy sklepie w Noratus, sprzedawca tłumaczy nam jak dojść do ukrytych gdzieś w pobliżu chaczkarów, kupujemy parę rzeczy, zostawiamy bagaż i w drogę...
Wioska w większości prezentuje się dość ubogo, po drodze jakiś mężczyzna zaprasza nas do środka jakiegoś pomieszczenia, gdzie odkrywamy tysiące raków odłowionych z pobliskiego jeziora. Obok ryb, to chyba główny element handlu dla miejscowych. Kręcimy się trochę po wiosce, wśród kurzu i suszących się kupek;) Gdzieś daleko majaczy górka z chaczkarami, ale wcześniej trafiamy jeszcze na cmentarz, który też jest dość ciekawy miejscem ze względu na oryginalność pomników.
Droga na górkę, prowadzi przez pole, wśród licznych tu wraków aut, a sam cel może nie zaskakuje, ale czuć, że jest się w swojego rodzaju miejscu kultu. W oddali majaczy jez. Sewan, chaczkary pokryte są miedzianym kolorem. Czas zrobił tu swoje. Wracamy przez pole do wioski, po drodze trochę myląc kierunek, ale ostatecznie podwozi nas po sklep jakiś miejscowy.
Sklepikarz proponuje, żebyśmy rozbili namiot za pobliskimi budynkami, bo jest tam cicho i spokojnie. Ściemnia się już więc przystajemy na propozycję, a wybór jest dobry bo zrywa się wiatr i robi się chłodniej, a na naszym polu namiotowym jest zacisznie. W sklepie kupujemy trochę wędzonego raka i również wędzoną rybę, mieli też żywe jesiotry.