29 sierpnia
Kolejny monastyr na trasie...Nie byłem nimi znudzony, bo każdy miał w sobie coś innego, ale ten akurat okazał się oblepiony turystycznym rojem, co gorzej wpłynęło na ocenę końcową.
Z Erewania ostatecznie do Sewanu pojechaliśmy marszrutką, ceny są na tyle śmieszne, że nie było nam żal, a autostopów i tak jeszcze nałapiemy. Na postoju marszrutek w Sewanie, zaatakowali nas taksówkarze, ale byli o tyle natrętni, że chciało mi się uciec. Jak jednemu powiedziałem, że nie mam kasy na taxi, a rozumiał po polsku i wiedział skąd jesteśmy wykrzyczał: "Nie żartuj, Polak i nie ma pieniędzy..." Odeszliśmy więc dalej i poinformowani przez mniej pazernych ludzi, czekaliśmy na tanią marszrutkę pod monastyr, bo było do niego z miasta kilka km.
Marszrutka jechała zapełniona, wśród nas kirgiska sprzedawczyni chrupek i popcornu, a tak to głównie miejscowi. Bezpośrednio nad jeziorem zostawiliśmy plecaki w sklepie i chwilę odetchnęliśmy nad plażą ogromnego jeziora Sewan. Monastyr trzeba zdobyć, pokonując parę schodów, ale za to w nagrodę mamy o niebo lepszy widok na jezioro. Jak już wspomniałem turystów tu sporo, była chyba nawet jakaś polska większa grupa. Nie brakuje więc pamiątek, miejscowych malarzy itp. Budowle całkiem ciekawe, znów sporo chaczkarów ale zbyt długo tym razem się nie zasiedzieliśmy. Na dole znów znalazł nas taksówkarz z Sewanu, ale wyszliśmy na trasę i złapaliśmy stopa do miasta, z którego i tak zamierzaliśmy wyjechać na południe, więc po krótkiej rozmowie, chłopak bez problemu zawiózł nas we właściwe miejsce, oszczędzając spaceru przez miasto natrętnych "złotówek"...:)
Tak więc rozpoczęliśmy małą przejażdżkę wokół największego jeziora Armenii, jeziora czystego i bogatego w ryby, raki i niesamowite miejsca...