Ze studentem elektromechaniki jedziemy więc na południe Węgier, z każdym kilometrem czuć coraz większy upał. Na stacji przed zjazdem na Szeged (w końcu wysiadamy w dobrym miejscu) czeka na nas spora konkurencja, głównie z Polski. Para Niemców mówi, że już 9 osób tu czeka na swojego stopa. Kolejka obowiązuje więc znów czekamy dość długo, ale w końcu bierze nas taksówkarz z Suboticy, wiozący parę mężczyzn z Budapesztu. Wysiadają oni na granicy, a my zabieramy w ich miejsce następną parą autostopowiczów z Francji! Dwóch chłopaków chce dojechać do Stambułu, ale jesteśmy w szoku, kiedy jeden z nich oznajmia, że myśli, iż na każdym przejściu wystarczy dowód! W jeszcze większym szoku jestem, kiedy rzeczywiście udaje mu się wjechać na ten dowód do Serbii, później dopiero się okaże, że Serbia całkiem niedawno wprowadziła ruch bezpaszportowy dla członków UE. Ciekawe jednak jak im poszło później przy wjeździe do Turcji ...
Rozstajemy się niedaleko za granicą, taksówkarz nic od nas nie woła, czego się trochę obawiałem. Żegnamy się z Francuzami i po jakimś czasie na wyjeździe ze stacji zatrzymuje się tir czarnogórski. W kabinie jest już dwóch kierowców, ale mimo tego nas zabierają, a po drodze stajemy na kawkę i piwo, choć ciężko się dogadać, jest bardzo sympatycznie. Skręcają oni na Zrenjanin, więc musimy wysiąść gdzieś w okolicy Nowego Sadu.
...
Po krótki czasie na samym środku drogi zatrzymuje się demonstracyjnie kolejna ciężarówka. To znów Turek. Hasan jest już bardzo śpiący i pokazuje nam, że pojedziemy jeszcze jakiś czas i on kończy pracę, ze względu na Ramadan. Ale to nic, bo i tak to oznacza osiągnięcie tego dnia obwodnicy Belgradu. Kolejny raz musimy przyjąć poczęstunek z jego strony, odmówić nie wypada. Z Hasanem również robimy mały postój i żegnamy się już późnym wieczorem na obwodnicy stolicy Serbii. Dzięki mapie wysiadamy w sam raz na wylotówkę na Cacak, czyli tam gdzie powinniśmy jechać jutro. Rozbijamy namiot w pobliskich chaszczach.