Rano oglądamy Belgrad ze znacznej odległości. Na szczęście później jeszcze tu będziemy. Serbia na pierwszy rzut oka nie robi wrażenia. Po jakimś czasie jednak to się zmienia, kiedy płaski krajobraz zastępują wzgórza, a w końcu i góry. Najpierw jedziemy kawałek z sympatycznym dziadkiem w sypiącym się Mercedesie Benz. Mimo, że mówi tylko po serbsku, dajemy radę wymienić kilka zdań. Później kolejna stacja - droga robi się już gorsza i auta tak nie pędzą i w zasłużonym Yugo jedziemy do Cacaka. Naszym kierowcą jest młody chłopak, dość dobrze mówiący po angielsku.