Wysiedliśmy przy głównej trasie na Belgrad i rozbiliśmy namioty pod stacją benzynową. Rano musiałem szukać jednego z butów, bo bezdomny pies sobie go przypodobał:) Znalazłem trochę nadgryzionego, ale w sumie nie było źle... Ze stacji jak się okazało ciężko było się wydostać, w końcu przyjechał jakiś miejscowy i za kilka euro chciał nas wieźć do granicy, która była już dość blisko. Zrzuciliśmy się w końcu w tej beznadziejnej sytuacji po 1 euro i w ten sposób wysłużonym Yugo dotarliśmy na przejście graniczne. Z granicy wziął nas mieszkaniec Nowego Sadu, a więc było pewne, że już za niedługo będziemy w Belgradzie ... Przy okazji załapaliśmy się jeszcze na arbuza od jednego z kierowców ciężarówek:)