W Prishtinie jak budowali tak budują, ale wszystko powoli posuwa się do przodu. Tego dnia sprażeni udaliśmy się do hostelu dość daleko od centrum, wcześniej z tego względu, że kierowca wysadził nas przy dworcu, nie omieszkałem spróbować tego samego kebaba co przed rokiem, ale tym razem był o wiele gorszy... A nawet dał o sobie znać w nocy... Trudno
Rano Karolina odpoczywała w hostelu, a ja znając trochę trasę obszedłem z Agnieszką najlepsze miejsca. Nie jest to problemem przy tej stolicy aby zrobić to w kilka godzin i po południu już staliśmy na trasie ... W zasadzie mieliśmy już jechać w kierunku kraju, ale niezbyt pewna sytuacja na granicy serbsko-kosowskiej - po prostu nie wiedzieliśmy czy coś się zmieniło - skłoniła nas aby pojechać na około przez Macedonię. Tak więc w naprawdę megaaaaaaa upale (wiem, że piszę to już enty raz) na kilka przesiadek dojechaliśmy do Skopje. Po drodze dochodziło do tego, że jedna osoba zatrzymywała a dwie biegły w cień, bo robiło się naprawdę źle. Szok przeżyłem wsiadając do zbyt wychłodzonego klimatyzacją auta. Wcześniej jechaliśmy jakimś starym Yugo z dziwnym gościem, który chyba chciał od nas kasę, ale niewiele zrozumieliśmy. Później trafił się macedoński ciężarowiec, który pokazywał nam swoje wizytówki i mówił o olimpiadach, a już z granicy zabrała nas celniczka.