Oryginalna pisownia tej miejscowości to z tego co pamiętam SzenDżen co przypomina mi co najmniej chińszczyznę ;) Udało się tam w miarę szybko dojechać, ale upał robił się niemiłosierny, w dodatku dziewczyny po drodze ktoś naciągnął na parę euro, bo nie dogadali się w kwestii idei autostopu. Ja jechałem z jakąś albańską rodziną, a po czasie jechaliśmy już razem na ciężarówce załadowanej krzesłami i stołami - tzn . dziewczyny w kabinie, a ja na wspomnianych meblach;)
Miejscowość nie była zbyt zadbana, ale widocznie w albańskich warunkach sprawiała nie lada atrakcję, bo plaża była pełna. Pogoda nie wskazywała ochłodzenia, więc jedynie można było leżeć na plaży (euro za leżak). Morze było zimniejsze ale może to efekt zagrzania ciała na tej "patelni" wokół i woda hm... znacznie brudniejsza, ale był tu ciemny piasek zamiast kamieni jak w Czarnogórze, więc to był myślę tego powód. W ciągu całego dnia jedyne co zrobiliśmy to sałatkę z warzyw kupionych u miejscowej przekupki w takim niezbyt ekskluzywnym sklepie - za wszystko zapłaciłem grosze, a pani widząc, że nie jestem stąd narobiła sporo hałasu;) Co najlepsze zważyła wszystkie warzywa w jednej torbie, wg tylko jej znanego przelicznika, który był tak śmiesznie niski, że aż mi było głupio:)
Popołudniu spotkaliśmy.. Polkę - jak się okazało w Anglii poznała Albańczyka no i się z nim związała. Dziwny był to związek, bo go później poznaliśmy, ale jakoś trwał. Temperatura powietrza za dużo w nocy nie spadła, więc siedzieliśmy dalej nad morzem, a w końcu zdecydowaliśmy się spać na leżakach ( w nocy nikt nie kasował). Wiał wiatr, ale był nadal taki ciepły jak w Herceg Novi, a może i bardziej, Przypominał nawiew z farelki, ale nie nadmorską bryzę:] Upał powoli dał się nam we znaki, co odczuliśmy wszyscy już następnego dnia.