Rano zjedliśmy u naszego gospodarza śniadanie, a w związku z tym, że jechał on do pracy, musieliśmy zbierać się dość wcześnie. Pojechaliśmy tramwajem do centrum, żeby przekonać się, że Sarajewo jak to "stolyca" - nie jest tanie. Zostawiliśmy nadmiar bagażu w przechowalni na dworcu rodem z PRL, aby połazić po centrum. Mnie osobiście się podobało, choć mimo, że czas ucieka, wciąż tu widać ślady wojny. Ścisłe centrum jednak jest bardzo zadbane i trochę mi przypominało Skopje ale po pierwsze jest ładniej, a po drugie przeważa islam. Z ciekawszych miejsc zauważyliśmy muzeum poświęcone cesarzowi Franciszkowi Józefowi, którego śmierć na ulicach Sarajewa rozpoczęła niejako I wojnę światową. W muzeum można dokładnie zlokalizować miejsce zamachu, a potem wyjść na ulicę i odszukać je ... Przez miasto płynie leniwa płytka rzeczka, przez którą przerzucono sporo mostów, jeden z nich jest naprawdę stary, ale musiałbym zweryfikować, bo nie chcę lać wody;)
Później udało się trafić również na synagogę, co w otoczeniu meczetów było chyba sukcesem, a także na stadion Zeljeznicara i pod halę sportową - też rodem z tamtego ustroju jak wspomniany dworzec. Po południu zaczęliśmy się wydostawać z miasta w kierunku południowym, ale okazało się to dość trudne. Po wyjechaniu autobusem do końca nie byliśmy pewni czy dobrze stoimy, ale po dość długim wyczekiwaniu zatrzymał się pijany kierowca, który wywiózł nas za miasto częstując piwem, samemu aplikując w gardło kolejne... Nie czuliśmy się bezpiecznie, ale w końcu byliśmy na właściwej trasie.