Upał w bałkańskim kociołku staje się nieznośny, ale jak się okaże to i tak jeszcze nic... W Uzicach udaje się nam złapać bośniackiego tira, którym przejedziemy granicę. Kierowca mówi językiem, który znacznie trudniej zrozumieć niż serbski, tak więc wydaje mi się, że taka jest różnica między serbskim, a serbsko-chorwackim ale do zweryfikowania. Na granicy żadnych kolejek i żadnych problemów, całość może trwała z 10 minut! Na koniec naszej podróży tym tirem - my jedziemy do Sarajeva, a kierowca na południe Bośni - rozstajemy się przy kawie w niewielkiej baro-kawiarni przy trasie. Zaraz potem w otoczeniu dwóch piesków łapiemy stopa już bezpośrednio do Sarajewa. Enes (czyt. Enesz) był wojskowym, ale do końca nie zrozumiałem w jakiej roli. Zabrał nas do stolicy, a po zastanowieniu zaprosił do swojego domu! Jak sam stwierdził, poćwiczy trochę angielski... O wojnę prosił nie pytać, a po za tym okazał się bardzo sympatycznym gościem.