Znów trochę czekamy i zabiera nas młoda dziewczyna. Jedzie do Szawli i decydujemy się jechać z nią. Greta jest kontrolerką w wieży lotów w Szawlach, sporo podróżuje i zna couch surfing, po upływie czasu i rozmowie wynika, że jest w stanie załatwić nocleg w Szawlach. Nie opieramy się spoglądając za okno, gdzie deszcz zaczyna znów padać, a po pewnym czasie zamienia się w ... śnieg! Koleżanka Grety - Ruta godzi się nas przenocować i tak lądujemy w bloku w centrum miasta.
Rano śnieg nadal leży miejscami i jest bardzo zimno... Taki stan rzeczy daje nam do zrozumienia, że z namiotem chyba daleko nie ujedziemy. Sprawdzam pogodę i w okazuje się, że w Estonii również śnieg i to więcej niż tutaj. Niestety postanawiamy, że w takim razie skończymy w Rydze. Po drodze jednak zatrzymujemy się przy słynnej górze krzyży niedaleko Szawli, miejsce robi wrażenie i obecnie jest często odwiedzanym punktem, co widać choćby po kręcących się tu Japończykach :)
Po powrocie na trasie łapiemy krótkiego stopa do Joniszek, a potem z Polakiem (rejestracja niemiecka, więc na początku było śmiesznie) dostajemy się już na teren Łotwy pod Jelgavę. Tu już długo nie czekamy i sympatyczna pani zawozi nas do centrum Rygi. Wcześniej namierzyliśmy fajny hostel i od razu tam ruszamy.