Trolejbusy kursują z Jałty do Symferopola, co jest podobno najdłuższym takim połączeniem na świecie. Musimy jednak wysiąść w Ałuszcie, gdzie po jakimś czasie jedziemy busem do Sudaku. Sudak wita nas mało atrakcyjnym dworcem i małym wyborem co do taxi i kwartir. W końcu jednak jedziemy z jakimś gościem w miejsce, gdzie i jakiś nocleg ma być możliwy. Dojeżdżamy pod samą twierdzę genueńską, wznoszącą się nad miastem i witamy się z Nataszą. Proponuje ona całkiem fajne warunki, ale płacimy ostatecznie najwięcej ze wszystkich dotychczasowych. Być może m.in. dlatego, że wzięliśmy tylko jedną noc. Zresztą i tak są to symboliczne pieniądze, bo jak się od niej dowiaduje w sezonie cena wzrasta trzykrotnie. Idziemy więc zobaczyć olbrzymią twierdzę, która naprawdę robi wrażenie i spędzamy tu dość długi czas. Wcześniej jeszcze bierzemy po czeburieku, które robią tu na naszych oczach i muszę przyznać, że produkcja bardzo fajnie wygląda. Z twierdzy rozciąga się świetny widok na morze, skały i czarną plażę z której Sudak słynie. Ruszamy więc po czasie w jej kierunku po drodze spędzając kilka chwil z sympatycznym sprzedawcą i jego maszyną do wyławiania maskotek:) Potem idziemy wzdłuż plaży, jednak jest tu jeszcze pusto i w porównaniu z Jałtą widać, że wszystko jeszcze śpi. Miasteczko na obrzeżach prezentuje się znacznie gorzej, jest również słabo oświetlone. Kupujemy prowiant i udajemy się na ostatnią noc wśród krymskich klimatów.