Jest gorąco, podróż się trochę dłuży, mimo, że to blisko. Ruszamy zaraz po przyjeździe tramwajem do centrum. Tu nad morzem spotykamy człowieka, który o ile pamiętam umiał po polsku. Ten poleca nam co warto zobaczyć. Próbujemy też po raz pierwszy czeburieki. Miejscowy przysmak smażony na oleju z różnorodnym farszem sprzedają zarówno na ulicy handlarze (tanio, ale mało higienicznie) i w restauracjach (drożej, niekoniecznie smaczniej ale ... pewniej). Obchodzimy kilka miejsc wartych uwagi, niestety z bagażami na plecach. Jest tu zarówno cerkiew, meczet i synagoga, mimo, że miasto jest małe. To pozostałości z historii miasta, w którą warto się zagłębić. To też przykład na różnorodność Krymu, na który dopiero wjechaliśmy, a już to mocno można odczuć. Potem jemy w pobliżu pięknych karaimskich kenas w przyjemnej restauracji. Pysznie i przystępnie. Resztę czasu spędzamy nad morzem, żeby trochę odpocząć po trudach nocnej podróży. Postanawiamy, że do Sewastopolu, gdzie chcemy nocować ruszymy taksówkami. Nasi kierowcy są raczej pracownikami swojej własnej korporacji:), ale nie zdzierają z nas aż tak bardzo. Podróż dość wyeksploatowanymi autami mija szybko, bo raz, że droga jest dobra, a dwa, że kierowcy raczej nie zwalniają bez powodu. Ale jest bezpiecznie, mijamy wielkie uprawy winorośli i lądujemy w Sewastopolu nad zatoką.