Przemyśl jeszcze wczesnym rankiem. Wiemy, że nie warto brać taxi do Medyki, bo co chwila jeżdżą busy. I rzeczywiście, jak tylko kolejny z nich się napełnia ruszamy za parę złotych na granicę. Tu doznajemy małego szoku, bo są to czasy jeszcze mrówczego interesu. Ilość ludzi powala, jeszcze bardziej sposoby przekraczania granicy, wpychania się w kolejki czy też jak mniemam niejednokrotnie udawania kalek, niewidomych etc. W końcu mijamy granicę trochę szybciej jako turyści, ale chyba i tak tracimy tam ponad 3 godziny. Ukraińscy celnicy nie są wzruszeni ruchem, poza tym istnieje selekcja na polskie i ukraińskie mrówki i mówi się, że wymieniane są wzajemne uprzejmości po obu stronach granicy. Wypełniamy bumażki, gdzie i po co jedziemy, to taki obowiązek, który chyba powoli przechodzi do lamusa, ale wciąż jest rzeczywistością. Po stronie ukraińskiej od razu zaczepia nas taksówkarz, ale my mamy informacje o tanich busach, tzw. marszrutkach. Kierowcy próbują wmawiać, że nic takiego nie ma, ale są, po jakimś czasie, gdy busik się napełnia ruszamy za bodajże 7zł do Lwowa, trasa trwa blisko dwie godziny. Jest słonecznie i duszno. Marszrutka raz się napełnia, za chwilę trochę opróżnia, staje tam gdzie ktoś sobie życzy. Ot, przedsmak Ukrainy:)