Niedziela, około 18:00 a więc tuż po zmroku. Ciepełko, przyjemny wiatr od morza, wszędzie sporo piachu. Nastoletni na oko żołnierz z karabinem opartym o ziemię spogląda na mnie i pyta - do kościoła? Nieee, tak tylko - macham ręką odpowiadając i tak myślę, że nie mam paszportu przy sobie ale wątpie, że poprosi. Nie poprosił, uśmiechnął się i wrócił do rozmowy z kolegą. Ulice wokół kościołów - zarówno koptyjskiego jak i katolickiego wyglądają trochę jak barykady. Zakaz ruchu samochodowego, prowizoryczna strażniczka i chłopaki z kałachami. Akurat tu zamachów w ostatnich latach na tle religijnym nie było, ostatni jakikolwiek - pomijając katastrofę samolotu rosyjskich linii lotniczych to seria wybuchów w 2005, które scharakteryzowano jako cios w silnie rozwijającą się turystykę. Jednak z uwagi iż chrześcijanie to mniejszość - choć wyraz mniejszość nie jest na miejscu bo to w zależności od źródeł od 10 do 15 mln mieszkańców ponad stumilionowego Egiptu, a ataki na tę "mniejszość" nie są czymś niecodziennym - ustanowiono taki a nie inny sposób zabezpieczenia, również tutaj. Jest to dzielnica powiedziałbym przechodnia - nie jest taka sztuczna i napompowana dolarami jak okolice hoteli pięciogwiazdkowych, ale też nie jest kompletnie odcięta od turystów i nieprzyjazna mojej ciekawskiej mordzie ;) widać co jakiś czas białych, biegają dzieci z piłką, kręcą się bezdomne psy. Budki z żarciem mniej zadbane, ale tanio, a pachnie nawet jakoś bardziej orientem. W knajpce przy kościele katolickim - mecz Manchester Utd - Liverpool, siedzą tylko mężczyźni, tu akurat piwa nie kupię. W Hadabie - dawnej bazie wojskowej gdzie mieszkam i gdzie pełno Rosjan - nie będzie już z tym żadnego problemu. Wychodzę nieco dalej - beduini jarają jakiegoś barana na ognisku, ale mimo ognia, mięsa i tradycyjnych strojów - za nimi już nowoczesne pick-upy, a w ręku komórki. Podobno turyści wykupują chętnie bilet na takie przedstawienia - herbata u Beduinów - niestety najczęściej jest to naprawdę inscenizacja. Idę jeszcze dalej gdzie między skromnymi domostwami bardziej pachnie ludzkim życiem, a ciszę przerywa jedynie nawoływanie do modlitwy z pobliskiego minaretu. Tu więcej tradycyjnych strojów mężczyzn, ciekawskich spojrzeń, a mniej o tej porze dzieci, żadnych kobiet na ulicach. Nie spodziewam się jednak czegoś nadzwyczajnego, bo to Sharm el Sheikh, kipiące turystyką, pilnowane jak oka w głowie, napędzające gospodarkę. Chwilami aż żaluję ;) ale postaram się poszukać czegoś specjalnego... mam na to jeszcze 4 tygodnie.