Tym razem lądujemy w Przemyślu późnym wieczorem. Mamy jednak zamówiony bus do Medyki więc tu problemu nie ma. Na granicy doznajemy szoku bo jet opustoszała. To efekt cięć rządu w limitach przenoszonych towarów i ostry regres w mrówczym interesie. Papierkowa robota u celników powtarza się, ale mija to błyskawicznie. Do Lwowa już się jednak nie dostaniemy, chyba że drogą taksówką. Początkowo kimamy pod jakimś sklepikiem, ale robi się zimno i idziemy do baru na herbatę, gdzie spędzamy resztę nocki. Obserwują nas miejscowi krętacze, z pewnością m.in. dlatego, że podróżujemy dość ciekawym zestawem sześciu plus jedna:) Rano bierzemy pierwszy lepszy samochód za parę groszy do większej miejscowości w kierunku Lwowa, a potem już pełna marszrutką znajdujemy się na dworcu, który poznaliśmy przed rokiem.