Wszelkie prywatne pobudki, które przyczyniły się do mojego wyjazdu pozostawiam dla siebie. Nie chcę nikogo zanudzać własnymi problemami, zainteresowaniami i nieprzemyślanymi decyzjami i niech wystarczy, że wyjazd był równie nagły i gwałtowny co niespodziewany...
Początki
Praca w Czechach stała się w tym czasie bardzo popularna, wystarczyło, że nasi południowi sąsiedzi zaoferowali warunki odrobinę lepsze niż firmy działające w Polsce, aby ruch na linii Polska – Czechy wzrósł kilkukrotnie. Kiedy tysiące naszych rodaków przemierzają setki kilometrów na wyspy, do Hiszpanii czy Szwecji wyjazd do Czech wydaje się być banałem. Łatwo dostępne, tanie państwo to zachęta dla każdego...
Oferta pracy wyglądała mniej więcej tak: (dla ułatwienia podam kwoty w złotówkach) za godzinę pracy ok. 8zł, na nocnych zmianach więcej, łącznie z nadgodzinami i premią można zarobić około 1800 – 2000 zł, z tym, że około 220 zł pracodawca odciągnie nam za hotel pracowniczy. Cóż, dla zarabiających w tym czasie 800 zł Polaków takie warunki na pewno w jakimś sensie mogą okazać się kuszące. Mi się bynajmniej spodobały, wiedząc, że po dwóch miesiącach wrócę spokojnie na studia, a nawet gdy zaoszczędzę parę groszy z w/w kwoty będzie miło... Dodatkową motywacją była informacja, że po tygodniu pracy wypłaca się zaliczki „na życie” w kwocie około 140zł. Tak więc, potencjalny ochotnik do pracy musiał zabezpieczyć się na zaledwie tydzień życia. Wyjazd był bezpłatny pod warunkiem, że stawimy się na daną godzinę na dworcu PKS we Wrocławiu...
Jako, że decyzja była podjęta szybko, nie przygotowywałem się do niego zbyt szczególnie. Spakowałem się w dwie niezbyt wielkie torby mając w perspektywie niemal dwa miesiące poza domem. Był 5 sierpnia 2007 roku i pogoda dopisywała. Miałem nadzieje, że z końcem września bez żadnych problemów stawię się na studia choć tak naprawdę nie wiedziałem, czy taka „ucieczka” będzie możliwa. Wyjechałem w nocy pociągiem z Gniezna, by po przesiadce w Poznaniu stawić się we Wrocławiu o 9 rano, czyli na dwie godziny przed umówionym wyjazdem. Oczekiwałem na autobus z napisem „Heroja” i rozmyślałem. Spodziewałem się garstki ludzi, gdyż jak się dowiedziałem wyjazdy były często i… jednego autobusu takich samych ochotników jak ja. To co zobaczyłem tuż przed 11 godziną przeszło moje (i nie tylko moje) najśmielsze oczekiwania...