Lądujemy w miejscowości Skurup. Śpimy w namiocie nad małym jeziorkiem w dzikim miejscu. Chodzimy po farmach, ale bez skutku. Robimy sporo kilometrów, bo odległości między nimi są spore. Mijają dwa dni. Potem ruszamy pieszo (tak, tak) na lotnisko. Ostatnią noc spędzamy pod jakimś drzewem. W dodatku pada, wszystko mokre, ech... Docieramy do lotniska kilka godzin przed lotem. Dobre i to, łazienka i kibel jest nasz;] Wracamy do Gdańska trochę rozczarowani, ale ani myślimy wracać do domu:)