Kręcimy się trochę w okolicach dworca, jednak każdy bardziej myśli gdzie złapać domniemany autobus na lotnisko. Szukanie trochę nam zajmuje, a przy okazji obchodzimy parę ulic. Oczywiście znów musimy się oganiać od taksówkarzy. Kijów mimo krótkiego pobytu robi wrażenie. Widać tu przepych i samochody niespotykane na naszych drogach, ale też miejscami i mniej ciekawe miejsca. Docieramy m.in. do stadionu CSKA, który ma najlepsze za sobą i ... okazuje się, że autobusy na lotnisko stoją po przeciwnej stronie kijowskiego dworca głównego. Ten bowiem składa się z dwóch budynków - starego i nowego, a my po prostu wyszliśmy ze złej strony. Autobus w komfortowych warunkach dowozi nas na lotnisko za kilka złotych, gdzie spędzamy ostatnie godziny przed lotem. Odprawa nie stanowi problemu i wszystko odbywa się sprawnie. Wylatujemy do Katowic, z ulgą, że siedzimy już w samolocie i udało się zdążyć, choć problemów tak naprawdę czasowych nie mieliśmy, ale i pewnie z żalem. Choćby przez niedosyt z Kijowem, który tak naprawdę tylko liznęliśmy:)