W końcu kończą się urlopy i zaczynamy regularnie pracować. Nie siedzimy jednak ciągle w Rakovniku. Jeszcze dwa razy jedziemy do Pragi, a także do Kladna, Krivoklatu (ja sam) i nad pobliskie jezioro. Pewnego dnia wybieram się też do Kudowy znaną już trasą przez Pragę i Hradec Kralove by wpłacić pieniądze w banku. Cały dzień spędzam w pociągu, gdy Majdi śpi. Dobrze jest napiać się po przerwie polskiego piwka:)
Z nudów po pracy zaczynamy trochę biegać, a nawet zbierać grzyby w pobliskim lesie. Za dobre sprawowanie przenoszą nas z ubytovni na pokój przy kortach tenisowych, gdzie za ścianą za sąsiadów mamy grupę Wietnamczyków. Jest tu trochę lepiej, ale nie mamy na czym gotować, więc kupujemy maszynkę, którą potem sprzedamy żółtym kolegom. Wrzesień robi się coraz chłodniejszy, powoli zbieramy się do powrotu.